(LandsbergOn 1(1)/2018)
(wersja audio – czyta Piotr Markiewicz dla Ostatniej Tawerny)

Trzy dni po Ekspansji

Nazywam się Mariusz Sobkowiak. Dziś rano zabiłem człowieka. Był mieszkańcem Sfery, dlatego jakikolwiek sąd w jakimkolwiek mieście na Ziemi miałby problem, żeby mnie skazać. Zwłaszcza, że zabiłem sam siebie. Można kogoś skazać za udane samobójstwo, jeśli ten ktoś nadal żyje i ma się dobrze? Od momentu Ekspansji Sfery takie pytania są na porządku dziennym. A wszystko to jest moją cholerną winą. Moja cholerna wina ma kształt przezroczystej kopuły pokrywającej obszar o powierzchni dwóch tysięcy kilometrów kwadratowych. Pod tą kopułą nazywaną oficjalnie Sferą czas cofnął się o pięć dni. Wszystko co znajduje się wewnątrz Sfery, stanowi odzwierciedlenie tego, co znajdowało się w tym samym miejscu pięć dni wcześniej. Wiem, że wam – ludziom po Ekspansji, gdy Sfera pokryła już cały świat, ciężko wyobrazić sobie to, o czym mówię. Spróbujcie jednak. Zamknijcie oczy. Niech przed waszymi wymyślonymi oczyma stanie wasze podwórko, fragment waszego osiedla, parking przed blokiem, w zależności od tego, gdzie przyszło wam żyć. Teraz wyobraźcie sobie, że obok altany śmietnikowej pojawia się przezroczysta kula o średnicy dziesięciu centymetrów, która zaczyna powiększać się w tempie około pół metra na godzinę. Gdy kula dotknie ziemi, jej dolna część „zanurzy się” pod powierzchnię i widoczna nad gruntem część zacznie przypominać kopułę. Pod kopułą znajduje się wasze podwórko sprzed pięciu dni. Wszystko co zostanie pochłonięte przez rozszerzającą (jak powiedzieli by mądrale naukowcy, który lubią mieć trudne nazwy na wszystko – ekspandującą) się kulę cofa się o całe pięć dni. Jeśli akurat pięć dni temu znajdowaliście się obok śmietnika, bo żona wysłała was z czarnym workiem to wewnątrz Sfery zobaczycie siebie sprzed pięciu dni. Wy sami z przeszłości zaś zatrzymacie się z workiem śmieci w dłoniach, bo uświadomicie sobie, że o to wasz świat zamknął się wewnątrz przezroczystej sfery a za nią znajduje się reszta świata, ale jakby trochę dziwna, bo z przyszłości, taka jaką będzie za pięć kolejnych dni. W tym wy sami starsi o dni pięć wpatrujący się w siebie samych z przeszłości o pięć dób młodszych. Czyste szaleństwo, prawda? Jeśli nadal nie potraficie sobie tego wyobrazić, nie martwcie się. Ja też nie potrafiłem, dopóki nie stworzyłem Sfery. A i owszem, ja ją stworzyłem, dlatego też mówię wam, że to moja wina. Moim celem było jedynie cofnąć w czasie pewien fragment świata aby zapobiec śmierci Ani, kobiety, którą pokochałem. Wiem, jakie to banalne. Szalony naukowiec, jak nazwiecie mnie pewnie w przyszłości, zniszczy wszystko aby ratować ukochaną. Nie miałem jednak zamiaru nikogo narażać. Nie wiedziałem, że Sfera zacznie się powiększać w takim tempie, że do dziś pochłonie spory kawałek świata, cofając go o pięć dni. Nie wiedziałem, że dojdzie do takiej ekspansji. Obecnie nie wiadomo czy i kiedy Sfera przestanie rosnąć. Jadę teraz autobusem linii 124. Nie bardzo wiem, co począć. Kilka godzin temu zabiłem siebie z przeszłości znajdującego się pod Sferą. Nie byłem pewny czy się uda, bo wszyscy są przekonani, że nasz świat i świat pod Sferą są od siebie ściśle oddzielone. Nie możemy przeniknąć do nich a oni nie mogą ingerować w nasz świat. Możemy się wprawdzie komunikować, rozmawiać ze sobą ale gdybyśmy próbowali przeniknąć przez granicę Sfery, zniknęlibyśmy, bo nie znajdowaliśmy się w tym miejscu pięć dni temu. Tak też i oni nie mogą wydostać się spod kopuły i przeniknąć do naszego świata, przeskakując po drodze o cztery dni. A jednak to zrobiłem. Nie złamałem przy tym zasady separacji światów, jak moglibyście pomyśleć, o nie. Na rondzie kierowca ostro wjechał w zakręt i pasażerowie, którzy nie załapali się na miejsca siedzące, musieli mocno chwycić za rurki aby nie upaść. Po naszej lewej znajduje się krawędź Sfery. Większość odwróciła głowę w jej kierunku aby popatrzeć na płonącą po raz kolejny wieżę katedralną, ale ja nie mogę. Nie po tym, do czego doprowadziłem. Za kilka, może kilkanaście dni to miasto zostanie pochłonięte przez Sferę. Kto stąd nie ucieknie zniknie, więc większość wyjedzie, byle jak najdalej od tego ustrojstwa. Nic to nie da, bo ekspansja jest nie do zatrzymania. Przyjechałem do tego obcego miasta nad Wartą aby znaleźć się blisko krawędzi kuli. Aby się zabić. To znaczy zabić siebie samego sprzed pięciu dni. Mariusz Sobkowiak od dwóch dni stale wędrował ku krawędzi Sfery, gdy ta powiększała się. Trzy dni temu nie uwierzył mi w to, co powiedziałem o powstaniu tej anomalii czasoprzestrzeni, nie chciał słuchać, miał to, czego ja nie miałem – Anię. Wszystko jednak zmieniło się, kiedy ją utracił. Nie trudno o to w Sferze. Początkowo Sfera urosła do dwudziestu kilometrów w ciągu jednego dnia. Ludzie wewnątrz musieli wieść życie na tak ograniczonej przestrzeni. Najtrudniej mieli ci, którzy akurat pięć dni temu opuścili swoje domy, w drodze do pracy, do znajomych, wracając z piątkowego melanżu z samego rana, itp. Jeśli ich dom znajdował się poza zasięgiem Sfery nie mogli do niego wrócić aż nie znajdzie się pod kopułą. Przez kilka pierwszych godzin ludzie wewnątrz nie wiedzieli, co się dzieje. Na ograniczonej przestrzeni bez dostępu do domów, do sklepów, bez kontaktu z rodziną. Wprawdzie mogli zadzwonić do bliskich i z nimi porozmawiać ale nie mogli się z nimi spotkać. Gdy zadzwonili po kogoś, aby do nich przyjechał, a ten pełen dobrej woli naiwniak rzeczywiście to zrobił, szybko orientował się, że sam utknął w bańce czasu bez możliwości jej opuszczenia, dlatego większość nie ryzykowała. Na ograniczonej kopułą przestrzeni, która wprawdzie powiększała się, ale zbyt wolno, zaczęło dochodzić do scen dantejskich. Patrzyliśmy na samych siebie sprzed pięciu dni kradnących jedzenie w sklepach, które znalazły się w zasięgu kopuły, bijących się zawzięcie z innymi i mordujących. W Sferze szybko zapanował chaos. Te niezwykłe warunki pokazały nam, że w każdym z nas znajduje się bestia. Nie mogliśmy w to uwierzyć. Jakaś kobieta popełniła samobójstwo, gdy telewizja pokazała jak jej duplikat spod Sfery prawie zakatował na śmierć drugiego człowieka, aby ukraść mu jedzenie. Policja nie reagowała, wszak ciężko było o wymierzanie sprawiedliwości, gdy większość posterunków, sądy i więzienia znajdowały się poza zasięgiem Sfery. Drugiego dnia Ekspansji ktoś zgwałcił i zabił Anię. Wtedy Mariusz postanowił się ze mną spotkać. Nie miał już nic do stracenia, tak samo jak ja pięć dni temu, gdy również ją utraciłem. Stanął u krawędzi kopuły z transparentem „Chcę rozmawiać”. Dowiedziałem się o tym z telewizji, która na żywo relacjonowała wydarzenia spod Sfery. Przyjechałem, więc do tego miasta, w którym jestem teraz, jeżdżąc bez celu, bo mój plan nie powiódł się. Zrobiłem wprawdzie, co zamierzałem, ale nic to nie zmieniło. Nad ranem znalazłem się u krawędzi Sfery. Rząd po pierwszej dobie Ekspansji zrezygnował z otaczania tej anomalii kordonem wojska. Nie miało to sensu, skoro jej zasięg stale się powiększał. Skupiono całą uwagę na przekonywaniu świata poprzez media, że najtęższe umysły pracują nad zatrzymaniem Ekspansji. Nikt nie chce aby na zewnątrz Sfery wybuchł chaos, a tak właśnie będzie, gdy to ich świat powiększy się znacząco kosztem naszego i to nam zabraknie miejsca do życia. Za kilka miesięcy pierwsi uchodźcy czasowi opuszczą kraj z obawy przed tym, że znikną wchłonięci przez bąbel czasu. Sferianie jak ich nazywano, stali się naszymi wrogami, którym nie możemy nawet wypowiedzieć wojny, bo byłaby spóźniona o całe pięć dni. Stoję więc u krawędzi kopuły, która wygląda jak ścianka mydlanej bańki i patrzę na samego siebie sprzed pięciu dni. Wyglądam okropnie. Walcząc o życie pod Sferą straciłem jedyną osobę, na której mi zależało. To niesamowite uczucie. Dziwne, przerażające. Patrzeć na wierną kopię samego siebie. Więcej, patrzeć na samego siebie z przeszłości w czasie rzeczywistym. Czuję się nieswojo nawet, gdy patrzę na samego siebie na filmach z rodzinnych uroczystości, a co dopiero teraz.
– Straciłem ją – ten spod Sfery patrzy na mnie czujnie, jak gdybym był jakimś oszustem podszywającym się pod niego. Jakby całe jego albo moje życie, ciężko już rozróżnić, było oszustwem.
– Wiem, widziałem w telewizji – Telewizja transmituje zamieszki spod kopuły. Jednym z obrazów wyświetlanych na ekranie była śmierć Ani. Każdy z 8 miliardów mieszkańców planety,
mających dostęp do pięciu programów, na żywo albo w urywkach transmitujących wydarzenia ze Sfery, mógł obejrzeć jak banda oprychów zgwałciła i zabiła kobietę mojego życia. Kobietę jego życia. Naszego.
– Mówiłeś, że chciałeś ją uratować, tworząc Sferę. Nie udało ci się… Skazałeś ją na jeszcze większe cierpienie. Mam ochotę wbić ci palce w oczy i wyłupić je. Z drugiej strony wiem, że to nie Twoja wina – Ja sprzed pięciu dni spuścił wzrok, patrząc w ziemię i zaciskając dłonie z bezsilności – I wiem, że nic nie mogę zrobić, nie mogę cię tknąć – jego głos załamał się i mój duplikat upadł na kolana, opierając czoło o niewidzialną barierę między nim a mną, barierę między teraz a wtedy.
– Możesz – gdy to powiedziałem, podniósł głowę z niedowierzaniem i otworzył szeroko usta, jakby z niemym pytaniem. Z tej perspektywy muszę stwierdzić, że wyglądałem głupio. Nie mam siebie za wcielenie George’a Clooneya, ale zdziwiona mina na twarzy zmienia mnie w Homera Simpsona. – Możesz mnie zabić. Możesz mnie unicestwić. Ukarać mnie a jednocześnie sprawić, że nigdy nie stanie się to, co się stało. Możesz ocalić wszystkich. Ocalić mój świat i ocalić twój. Możesz sprawić, że to nigdy się nie wydarzy. Wystarczy, że przyłożysz nóż do swojej krtani i lekko go pchniesz. Lekko, tak aby przebić tętnicę. Jesteś mną sprzed pięciu dni. W twoim świecie nie stworzyłem Sfery, ale jest ona skutkiem moich działań z przyszłości. Jeśli się zabijesz, ja nigdy się nie pojawię, nigdy nie stworzę tej anomalii, czasoprzestrzeń nigdy nie ulegnie zaburzeniu, ja zniknę a efekty moich działań nigdy się nie pojawią. Ulegnę anihilacji razem ze Sferą. Będzie tak, jak gdybym nigdy się nie pojawił. Pomyśl – ja i ty to jedno. Dzieli nas jedynie pięć dni. Cokolwiek zrobisz sobie, wpłynie na mnie. W jego oczach pojawił się strach. Lęk przed śmiercią został wbudowany w nasze mózgi. Dzięki niemu nasz gatunek przetrwał. Gdybyśmy nie bali się śmierci, już dawno przestalibyśmy istnieć. Są jednak rzeczy ważniejsze od życia. Na przykład kobieta o zielonych oczach. Która na klamkach wszystkich drzwi zakłada gumki do włosów, bo mogą się przydać. Która słodzi zieloną herbatę. Która przez tydzień mogłaby żywić się tortellini z serem. I śpi w skarpetkach. Pytanie brzmi – czy dla niego jest ona równie ważna, jak dla mnie.
– Nie mam noża – Powiedział tylko tyle. Człowiek namówiony przeze mnie do samobójstwa, powiedział tylko, że nie ma noża. Zanim zrozumiałem, że facet, że ja, że on, cholera, sam się w tym gubię, nie myśli trzeźwo, przez moją głowę przewinęła się inna myśl, a mianowicie – jeśli on jest mną sprzed pięciu dni to czy wszystko o czym pomyśli nie powinno być mi znane? Czy jest możliwe, że on pomyśli o czymś, o czym ja nie pomyślałem? Czy rzeczywiście jesteśmy tym samym?
– Nie mam noża – najbardziej absurdalna odpowiedź, jakiej się spodziewałem. Sytuacja jednakże nie jest normalna. Nigdy nie zastanawiałem się nad tym, jak można szybko odebrać sobie życie. Zatkać sobie nos i usta? Nie wytrzymamy, nie udusimy się sami z siebie. Uderzać głową o beton? Boję się bólu, on pewnie też – Nie masz jakiejś torebki? – Mariusz spod Sfery patrzył na mnie przez chwilę po czym ściągnął plecak i otworzył go. Przez chwilę szperał w środku i wyciągnął coś owiniętego w plastikową torebkę z marketu. Wyrzucił zawartość. Potem zdjął lewy but i zaczął rozsupływać sznurówki. Domyśliłem się, co zamierza. Przez chwilę walczyłem ze sobą, z tym, żeby odejść, żeby na to nie patrzeć, ale z drugiej strony, gdybym to był ja nie chciałbym zostać sam. Psia krew, to przecież byłem ja. W milczeniu założył torebkę na głowę i zawiązał ją czerwoną sznurówką wokół szyi. Mocno. Usiadł na ziemi. Milczenie trwało dobre dwadzieścia minut, gdy zaczął szybko oddychać. Przez plastikową torbę nie widziałem jego twarzy. Widocznie kończył się tlen. W pewnym momencie coś krzyknął i zaczął zrywać z głowy torbę. Szarpał się chwilę, ale w końcu się udało. Dyszał ciężko, leżąc na ziemi – Nie dam rady, gorąco – wysapał.
– Powieś się – wskazałem na coś w rodzaju zerwanego kawałka kabla elektrycznego, który wisiał na budynku za nim. Nie pomyślałem o tym od razu, ale ciężko o racjonalne myślenie przy planowaniu własnego samobójstwa. Spojrzał na mnie jeszcze leżąc na ziemi i ciężko dysząc
– Możesz wszystko cofnąć, twoja śmierć, moja śmierć, może zmienić wszystko – Nagle zdałem sobie sprawę, z tego, że nie jestem bohaterem. Patrząc na samego siebie, leżącego na ziemi po nieudanej próbie uduszenia się plastikową torbą z jakiegoś marketu, uświadomiłem sobie, że nie chcę tak zginąć. Gdy on odbierze sobie życie, ja nigdy się nie pojawię, a to oznacza, że jego historia będzie moją jedyną. Sfera zniknie, ktoś znajdzie mnie tutaj i świat zapamięta mnie jako kolesia, który powiesił się na gumowym kablu, gdzieś na zadupiu, w mieście, którego nawet nie znam i w jednym bucie. Jeśli mam to zrobić muszę mieć coś więcej niż nienawiść do siebie z przyszłości i poczucie straty – Kocham cię. Dokonałeś wielu dobrych rzeczy. Ania cię kochała, a ty kochałeś ją. Dziś jest czas, aby poświęcić się dla innych. Nie bój się. Jesteś dobrym człowiekiem i postępujesz słusznie. Będę tu z Tobą cały czas. Odejdę wraz z Tobą. Nie jesteś tutaj sam. To co zrobisz, może zmienić świat.
Dziesięć minut później moje ciało wisiało pod Sferą na gumowym kablu dyndając na wietrze. Bohater. Zrobił to niemalże mechanicznie. Bez wielkich przemów. Bez ostatniego słowa. Jak gdyby wypełniał obowiązek. Nie zaskoczyło mnie to, zrobiłbym tak samo. Jesteśmy jednym. Zaskoczyło mnie coś innego. Nadal żyłem. Wprawdzie nikt nie badał jaki wpływ na ludzi na zewnątrz ma śmierć ich duplikatów pod kopułą (zbyt mało czasu upłynęło na oficjalne badania nad zależnościami pomiędzy życiem „tam” i „tu”) ale według wszelkich przewidywań powinienem był zniknąć, ulec anihilacji. Pomyślmy, pięć dni temu popełniłem samobójstwo, więc moja wersja w przyszłości powinna była nigdy nie pojawić się, zniknąć. Sfera nigdy by nie powstała. A jednak nadal istnieję, tak samo jak Sfera. Dlaczego? Autobus numer 124 zatrzymał się na przystanku końcowym. W środku poza mną nie było już innych pasażerów. Siedziałem z tyłu i płakałem jak ostatni debil. Kierowca krzyknął do mnie coś ale nie słyszałem, pewnie, że dalej nie jedzie i to koniec. To koniec.

Dzień Ekspansji

Umieściłem urządzenie za altaną śmietnikową, tak aby nikt mi nie przeszkadzał. Poczekałem jedynie, aż bezdomny wyjdzie z środka, pchając przed siebie wózek pełen zdobyczy. Coś czuję, że spółdzielnia znowu poświęci zebranie na kwestię niezamykania śmietnikowej bramy. Dokładnie w tym miejscu pięć dni i 4 godziny temu Anna Świerczyńska została śmiertelnie potrącona przez samochód marki Volkswagen o numerach rejestracyjnych FG 8609L w kolorze metalic prowadzony przez największego idiotę w dziejach naszej planety, niejakiego Łukasza Smolińskiego, który następnie uciekł z miejsca wypadku. Obecnie miejsce jego przebywania nie jest znane. Wiem gdzie mieszka, znam jego przyjaciół i znajomych, byłem w jego miejscu pracy, bezskutecznie prosiłem również jego matkę, aby wyjawiła, gdzie może być. Jedynym efektem było ostrzeżenie od policjantów, którzy wprawdzie rozumieją mój ból, ale śledztwo mam pozostawić im. Nie mogąc zmienić teraźniejszości postanowiłem zrobić coś innego. Wpłynąć na przeszłość. Zapomnijcie o filmach fantastycznych i komiksach, w których Marty McFly cofa się w czasie i zmienia przeszłość. Nie da, kurczę, rady. Już Einstein udowodnił, że nic nie może podróżować szybciej niż światło, a musielibyśmy tak przyspieszyć, żeby cofnąć się do tego feralnego dnia. Nic jednak nie może przekroczyć prędkości c. No dobra, nie generalizujmy. W 2007 r. dwaj Niemcy Günter Nimtz i Alfons Stahlhofen twierdzili, że udało im się sprawić, że fotony przekroczyły prędkość światła. W 2014 r. na bazie symulacji naukowcy z Australii wykazali, że fotony mogą podróżować w przeszłość. Fotony czyli te cząstki, z których składa się światło. Światło może przekroczyć magiczną barierę 299 792 458 m/s nazywaną nota bene „prędkością światła”… Nie mogę cofnąć się w przeszłość. Mogę jednak cofnąć w przeszłość obraz. Mogę sprawić, że odbite ode mnie i całego świata światło przekroczy granicę czasu. Mogę sprawić, że ludzie z przeszłości zobaczą nas albo, w końcu to wszystko jest względne, my zobaczymy przeszłość. Jako że jednak w jednym miejscu i czasie nie mogą znajdować się dwie odmienne cząstki o różnych stanach, w tej określonej części czasoprzestrzeni nasz świat zostanie zastąpiony obrazem świata sprzed pięciu dni. Bo o tyle postanowiłem cofnąć fragment naszego wszechświata. Brzmi to szumnie, ale chodzi o fragment pomiędzy altaną śmietnikową a klatką bloku numer 27 przy ulicy Marszałka Piłsudskiego. W miejscu, w którym przechodziłem razem z Anną pięć dni temu i gdzie potrącił ją Smoliński. Gdy ich świat zacznie zastępować nasz, zobaczą mnie, a ja poinformuję ich, żeby zeszli z drogi, bo Volkswagen to nie Daewoo Tico. I że bardzo ją kocham. I wolałbym, żeby żyła. Pozostało wcisnąć guzik na metalowej tubce wielkości dezodorantu, którą wykradłem z Instytutu. Ciemnoskóry Khamid z nieznanych mi powodów, mimo iż musiał widzieć mnie siedem dni wcześniej, gdy zatestowałem Świetlik nikomu o tym nie powiedział. Nie rozmawiałem z nim, bo nie wiedziałem, jak miałbym go o to zapytać, ale gdyby poinformował kogokolwiek wiedziałbym o tym. Dzięki jego milczeniu za chwilę znowu zobaczę Annę. I sprawię, że nie umrze. Wciskam guzik. Urządzenie zawisa na wysokości półtora metra. Wokół niego zaczyna tworzyć się przezroczysta kula, a w niej świat sprzed kilku dni. Biorąc pod uwagę moje obliczenia dotyczące szybkości powiększania się anomalii za trzy godziny będzie ona prześwitem o wielkości parkingu. Ludzie ją zobaczą. Jednak gdy spełni swoje zadanie zacznie zapadać się z powrotem i zniknie. Zabraknie energii na dalsze rozszerzanie się i zapadnie się pod siłą grawitacji. Dojdzie do Kolapsu i Sfera, jak ją nazwałem, zamknie się. Komunikacja między Teraz a Wtedy zostanie zakończona za około pięć godzin. Na tyle wystarczy prądu z pobliskiej elektrowni, do której podłączyłem się poprzez stację transformatorową. Na razie w promieniu pięciu kilometrów zgasło światło, a kula zajęła śmietnik. Witaj śmietniku z przeszłości. Czekam na ciebie Anno.

Dwa dni do Ekspansji

Świetlik jest gotowy. Szukałem jakiejś chwytliwej nazwy dla metalowej tuby, która ma dwie funkcje – wysyła fotony z teraźniejszości w przeszłość i na odwrót. Stanęło na Świetliku. Pracowałem nad nim od trzech lat w Instytucie. Pracowałem z całym zespołem, ale od pewnego czasu okłamuję ich odnośnie efektów badań i na ile mogę odsuwam od Świetlika. Kto ma mnie kontrolować? Kto zrozumie to, czym się tutaj zajmuję? Moi współpracownicy są tylko niewiele mniej ograniczeni od tych, którzy żyją na zewnątrz Instytutu. Nie wiem czy wiecie, ale to, czego was uczono w szkole na lekcjach fizyki, to w wielu przypadkach bzdura. Na przykład ciecze. Pewnie mówiono wam, że ciecze nie mają kształtu, że przyjmują kształt naczynia, w którym się znajdują. A co jeśli nie ma naczynia? Nie zastanawialiście się nad tym, bo w naszym świecie, przy obowiązujących prawach, ciecze nie wędrują sobie swobodnie w przestrzeni, ale płyną w korytach rzek albo czekają na was w kubku z herbatą. Zabierzcie je jednak do innego świata, gdzie nie ogranicza ich grawitacja, np. na pokład stacji kosmicznej, a zobaczycie, że ciecz przyjmie kształt idealnej kuli. Ciecze mają kształt kuli. Spadający deszcz ma kształt kuli, jednak zniekształconej pod wpływem działania siły grawitacji. Podobnie fotony wydobywają się z mojego Świetlika rozsiewając się w formie kuli. Wczoraj przygotowałem wszystko na próbę generalną. Plusem pracy naukowca jest to, że gdy zostajesz w laboratorium w środku nocy, nikogo to nie dziwi. Moc generatora, który posiadam w Instytucie, pozwoli mi na stworzenie wokół Świetlika kuli o średnicy dwudziestu centymetrów. W jej wnętrzu znajdzie się obraz świata sprzed trzech dni. Włączyłem generator. Kontrolki przyrządów pomiarowych wychyliły się na maksymalną odległość. Włączyłem Świetlik ręcznie. Wyłączy się sam za siedem minut, gdy zabraknie prądu. Tuba zawisła na wysokości pół metra i zaczęła się obracać. Wokół niej pojawiła się przezroczysta bańka. Mój Boże… Wszystko działa jak należy. W pewnym momencie w bańce pojawił się biały fartuch. A potem ktoś z jej wnętrza pochylił się, aby zajrzeć w prześwit kuli i spojrzał prosto na mnie. Khamid. Fizyk z Syrii, który przyjechał tutaj w ramach naukowego grantu. Cholera, stoi tam po drugiej stronie czasu i wpatruje się we mnie z szeroko otwartymi oczyma. Musiał być w laboratorium trzy dni wcześniej w środku nocy. Niech to szlag, to może wszystko zepsuć! Zrobiłem dwa kroki w tył, na tyle, aby nie mógł mnie widzieć. Słyszałem jak wewnątrz kuli Khamid coś krzyczy i upadają różne przedmioty. Po chwili kula zaczęła się zapadać z powrotem do Świetlika i wszystko się skończyło. Stałem bez ruchu. Skamieniałem. Khamid widział, jak Świetlik dał mu wgląd do innej czasoprzestrzeni. Jeśli poinformuje o tym resztę. Jeśli inni w Instytucie się o tym dowiedzą, będą wiedzieli jak daleko zaszedłem. Może zacząć się zamieszanie wokół tego odkrycia. Mogą zacząć mnie kontrolować, odebrać mi Świetlik! Przez taki głupi błąd, przez to, że nie przypuszczałem, iż ten pieprzony ciemnoskóry fizyk pracował do późna trzy dni temu, mogę wszystko zepsuć. Mogę nie uratować Anny. Nigdy nie wykradnę Świetlika z Instytutu. Z drugiej strony… Khamid widział mnie w kuli trzy dni temu. Jeśli kogoś by o tym poinformował, dziś wiedziałbym już o tym. Czyżby pozwolili mi działać i śledzą mnie, aby zobaczyć czy Syryjczykowi nie odbiło? Jednak jestem pewny, że nikt nie został ze mną w budynku. Kamery? Podsłuch? Cholera, muszę dzisiaj sprawdzić całe laboratorium.

Cztery dni do Ekspansji

Na śmierć bliskiej osoby można zareagować na kilka sposobów. Zależy to od fazy, w której się znajdujemy. Doktor Kubler-Ross opisała siedem faz umierania, przez które przechodzą osoby z nieuleczalną chorobą: Nieświadomość, niepewność, zaprzeczenie, bunt i agresja, targowanie się z losem, depresja, akceptacja. Podobne fazy dotyczą osób bliskich zmarłego, którzy przechodzą żałobę. W ciągu jednego dnia od śmierci Ani błyskawicznie przeszedłem od zaprzeczenia przez buntowanie się do etapu targowania. Bóg mnie nie wysłuchał. Postanowiłem więc targować się ze światem. Daj mi spróbować. Daj mi wykorzystać twoje prawa, nawet nie naginać ich, ale wykorzystać. Być może to, nad czym pracuję od tylu lat w Instytucie, pozwoli mi na odzyskanie jej. Co stanie się ze mną, jeśli udałoby mi się zmienić przeszłość i uratować ją? Czy zniknę? Jak to możliwe, że osoba, która pisze te słowa, słowa które czytacie w tym momencie, nigdy się nie pojawi. Nie tyle przestanie istnieć w pewnym momencie, ale nigdy się nie pojawi, aby móc to napisać. Strona tego dziennika nie będzie mogła powstać. Jeśli mi się uda, nigdy się o tym nie dowiecie. Jeśli zmienię przeszłość, nigdy nie przeczytacie tych słów. Natomiast jeśli je teraz czytacie, to znaczy, że…

Pięć dni do Ekspansji

– Tortellini z serem – Ania uśmiechnęła się do mnie tym swoim uśmiechem w stylu „jestem wredna, ale mnie kochasz, więc się nie przejmuję”.
– Przecież wczoraj było tortellini z serem. To ten makaron nadziewany? – W sumie smakowało mi wczoraj i na wieść, że dziś czeka mnie na obiad to samo, nie tylko nie wkurzyłem się ale ucieszyłem. Nie mogę jednak dać po sobie poznać, że się cieszę, bo inaczej będę miał tortellini przez kolejny tydzień, a tego mogę już nie wytrzymać.
– Zrobiłam na dwa dni – uniosła się na palcach i pocałowała mnie w policzek. Jesteśmy tego samego wzrostu, ale zrobiła to bym czuł się wyższy. Do perfekcji opanowała sztukę manipulacji, którą wykorzystuje jednak w rozsądnych granicach i dobrych celach, np. aby podnosić moje zaniżone poczucie własnej wartości. Kocham ją. Wracamy z zakupów, z osiedlowego marketu, gdzie przekonywała mnie, że niczego nie potrzebujemy. Ta dziewczyna mogłaby żywić się samą miłością. Poznałem ją dwa dni temu. I kocham, jakbym znał od urodzenia. Gdy dowiedziała się, że w Instytucie zajmuję się teoretycznymi problemami podróży w czasie żartuje, że pewnie stworzyłem wehikuł i cofnąłem się, aby poznać ją w przeszłości, dlatego ma wrażenie, że znamy się całe życie. Moje wyjaśnienia, że póki co cofamy najwyżej cząstki światła i raczej się to nie zmieni, nie wpłynęły na jej skłonność do żartowania z mojej pracy. Chwyciłem ją za ramię i przyciągnąłem do siebie. Muszę ją pocałować, najpiękniejszą dziewczynę na świecie. Spojrzałem w jej zielone oczy. Uśmiechnęła się tym swoim uśmiechem z rodzaju „w domu chyba przed obiadem zajmiemy się deserem”. Zza parkingu wyjechał Volkswagen w kolorze metalic. Zwróciłem uwagę na to, że kierowca jedzie trochę za szybko.

Siedem dni do Ekspansji

Khamid gada. Główną funkcją mojego kolegi z Instytutu, od czasu gdy przyjechał do naszego kraju w ramach naukowego grantu, jest gadanie. Jak gdyby chciał pokazać wszystkim, że zasługuje na pozwolenie na pobyt stały w Polsce, bo nie tylko jest świetnym fizykiem, ale też doskonale opanował język i w sumie to kocha orła białego i pierogi. To prawda jest świetnym fizykiem i doskonale opanował język. W tej jednak chwili nie mam ochoty go słuchać. Jestem zajęty. Moje myśli krążą wokół zielonookiej piękności jadącej tym samym autobusem, co my. Dokąd jedziesz piękna? Do męża? Chłopaka? Raczej nie mam szczęścia do kobiet. Nawet jeśli spróbuję ją poderwać i jakimś kosmicznym szczęściem ona spojrzy mnie łaskawie to jak zwykle okaże się, że jest zajęta. Obserwuję jej dłonie. Khamid gada. Na której dłoni nosi się pierścionek zaręczynowy? A obrączkę? Na tej samej, na różnych? Na lewej dłoni nic nie widać. To chyba ta dłoń. A jeśli ta druga. Khamid gada. Całą drogę do Instytutu nawija coś o naszej pracy. Jakiś nowy artykuł, nowa teoria, którą przeczytał.
– Wyobraź sobie, że zasada samospójności Nowikowa nie jest konieczna, aby rozwiązać paradoks dziadka. – Khamid wydaje się być niezrażony moją mentalną nieobecnością i ciągnie dalej, mimo iż nie słucham ani jednego słowa
– No wiesz, jeśli cofniesz się w czasie i zabijesz swojego dziadka nigdy się nie urodzisz, więc nie możesz się cofnąć by go zabić. Wspaniały paradoks! A okazuje się, że dziadek, którego tam spotkasz, może nie być twoim dziadkiem. Albo inaczej, słuchaj, cofasz się w czasie i zabijesz samego siebie, więc nie możesz w przyszłości cofnąć się by się zabić, bo nie istniejesz. Zmieniasz przebieg wydarzeń. Jeśli jednak przyjmujemy teorię multiwersum, wieloświatów, to ty w przyszłości i ty w przeszłości to dwie różne osoby. – Khamid rozkręca się, podczas gdy ja myślę tylko o tym, że muszę działać, bo moja nieziemska piękność zaraz wysiądzie – Jeśli teraz podejmiesz jakąś decyzję, na przykład, że wysiądziesz na najbliższym przystanku, to jednocześnie powstaje alternatywny świat, w którym nie wysiadasz i jedziesz dalej. Taki alternatywny świat żyje dalej swoim życiem równolegle do naszego. Gdy ty w tamtym świecie podejmiesz jakąś decyzję, tworzą się kolejne światy, w których podejmujesz decyzję zupełnie inną. Miliardy światów! Jak gałęzie stale rozrastającego się drzewa. Wyrastają one z jednego pnia, którym jesteś ty teraz w tym autobusie, ale żaden z tych światów nie jest bezpośrednim następcą tego. Każdy jest inny. Cofając się w czasie, trafisz tak naprawdę do innego wymiaru i zabijając siebie, nie zabijesz siebie z przeszłości, ale siebie z przeszłości w innym wymiarze. To nie jest ta sama osoba co ty! Jeśli ją zabijesz, nie dojdzie do twojej anihilacji, bo w innym wymiarze nadal istniejesz. W każdej sekundzie tworzą się miliardy wersji ciebie, jedna z nich siedzi i mnie słucha, druga wysiada na przystanku, trzecia pluje mi w twarz a czwarta wstaje aby zagadać do tej rudej przy wyjściu! Jeśli cofniesz się i zabijesz siebie, to którą wersję siebie zabijesz? – Khamid wyrwał mnie z rozmyślań, mówiąc o rudej przy wyjściu z autobusu.
– Zaraz wrócę – rzuciłem do Khamida i wstałem z siedzenia. Powoli, trzymając się siedzeń innych pasażerów, podszedłem do zielonookiej dziewczyny. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się uśmiechem, który mówił: „Dziś rozpoczyna się cała reszta twojego życia, chłopaku”. Jestem przekonany, że będzie to ta lepsza część życia.


Dodaj komentarz